piątek, 20 stycznia 2012

007: Quantum of Solace (PS3)


Dziwnie gra się w grę na podstawie filmu, którego się nie widziało. James Bond nigdy nie był moim ulubionym bohaterem książkowo-filmowym. Zmieniło się to nieco dzięki mojej żonie, która bardzo lubi oglądać przygody agenta 007 i w związku z tym niebawem rozpoczniemy seans Doktora No z 1962 roku na DVD, chłonąc wszystkie części, jedna po drugiej. 

Quantum of Solace w końcu obejrzałem i muszę przyznać, że dużo fajniejsze jest uczucie kiedy myślisz: "Ha! Widziałem to w grze!", albo "Jest dokładnie, tak jak w grze", niż na odwrót eksplorując pomieszczenia znane z filmu.

Strzelanina pierwszoosobowa to dobry wybór, choć James sam w sobie nigdy nie był bardzo w stylu Rambo. Trzeba to jakoś przełknąć, ale biorąc pod uwagę historię gier z Agentem Jej Królewskiej Mości, to nikt nigdy czegoś wyjątkowego i odkrywczego w tym temacie nie wymyślił. Zacząłem grać na najwyższym poziomie trudności, ale już kwadrans uświadomił mi, że raczej nie mam na to, ani czasu, ani samozaparcia. Żeby uzyskać odpowiednią przyjemność z grania, należy odpowiednio skorygować poziom "frustracji", jaki jesteśmy w stanie wytrzymać, ponieważ wrogowie trafiający Bonda z broni krótkiej, zza zasłony na drugim końcu boiska piłkarskiego (to taka przenośnia, w grze nie ma żadnego boiska), to delikatne przegięcie ;-)

Historia jest kompletna, płynna i odpowiednio poprowadzona. Przejście zajęło mi kilka dłuższych wieczorów, a rozgrywka podzielona na etapy sprzyja przechodzeniu gry na raty. Czasami trzeba pokombinować, czasami trzeba wykazać się skillem i zręcznym okiem, ale w całość gra się przyjemnie.

Po Quantum of Solace nie należy spodziewać się niczego wyjątkowego. Największym minusem całej zabawy jest grafika, która, no cóż, nie należy do czołówki i sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z nieco podrasowaną wersją gry z PlayStation2. Pomimo tego, tytuł jest godny polecenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz