piątek, 2 marca 2012

Back to the Future: The Game (PSN)


Jestem absolutnie oddanym i wiernym fanem trylogii Roberta Zemeckisa z niezastąpionym Michaelem J. Foxem i Christopherem Lloydem w rolach głównych. Jeśli miałbym zabrać na bezludną wyspę tylko jeden film (powiedzmy jedną serię), to byłaby to właśnie Back to the Future. Trylogię mogę oglądać w kółko. W kółko też mogę odnajdywać poukrywane smaczki i zależności, jakie zachodzą pomiędzy wszystkimi trzema częściami. Dla mnie jest to klasyka gatunku i prawdziwe arcydzieło kinematografii, którego nikt już nigdy nie zdoła pobić. Uwielbiam oglądać materiały dodatkowe, gdzie aktorzy i ekipa opowiadają o pracach nad filmami.

Pomijając gry video, które ukazały się w latach, kiedy film wchodził do kin, dopiero niedawno, wraz z reedycją trylogii w jedynym słusznym formacie Blu-ray, doczekaliśmy się gry z prawdziwego zdarzenia. Takiej, jakiej wszyscy byśmy sobie życzyli. Przygodówki w epizodach od studia Telltale Games. Epizodów jest pięć i każdy z nich po brzegi wypchany jest klimatem trylogii.

Pomimo tego, że Marty nie mówi głosem J. Foxa, ciężko nie zgodzić się, że bardzo postarano się, aby aktor dubbingowy brzmiał dokładnie tak, jak "Michael" McFly. Opowiedziana w grze historia nie jest przeniesieniem scenariusza filmowego do czytników konsol. Wszystko zaczyna się niewinnie, aby przyspieszyć i pod koniec dać prawdziwy popis kunsztu growych scenarzystów.

Mechanika gry jest prosta. Zagadki nie są trudne, a oprawa audiowizualna idealnie pasuje do wyrobionego sobie przez lata stylu gier z Telltale. Ukończenie jednego epizodu zajmuje około dwóch godzin, o ile zagłębiamy się mocno w dialogi i spróbujemy "wszystkiego na wszystkim". Humoru dialogom nie brakuje, więc warto rozmawiać i poznawać świat gry. Warto też wynajdywać, podobnie, jak w filmie, zależności pokoleniowe pomiędzy epokami, w których się znajdziemy.

Pół epizodu można skończyć w jeden wieczór, bez większej obawy, że następnego dnia nie będzie wiadomo co trzeba zrobić, aby ruszyć fabułę do przodu, więc tytuł jest idealny na wieczorne, godzinne posiedzenie. Najlepiej jednak smakuje, gdy epizody przechodzimy ciurkiem, jeden za drugim! Szczerze polecam!